Forum The Cover Strona Główna

W czasie burzy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum The Cover Strona Główna -> Opowiadanie
Autor Wiadomość
geist
Taki Ktoś
Taki Ktoś


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wygwizdowo City
Płeć: Ona

PostWysłany: Czw 14:14, 30 Wrz 2010    Temat postu: W czasie burzy

Chyba się nie rozumiemy, stwierdził Nicolas podchodząc do oszklonej ściany.
Wyjrzał na pogrążone w ciemności dzielnice. Na dworze panował chłód, niebo zasnuło się ciemnymi chmurami. Już niedługo powinno rozpętać się prawdziwe piekło. Burza, jakiej jeszcze nie widzieli.
Wszystkie stacje telewizyjne, radia i gazety trąbiły o tym od dwóch dni. Zbliża się
prawdziwa apokalipsa. Nicolas uśmiechnął się do siebie. Czekał na to widowisko. Czuł niemal podniecanie na myśl o tym.
Odwrócił się i spojrzał z pogardą na mężczyznę siedzącego na krześle. Jego czarne włosy przykeliły się do czaszki,a oczy wodziły za nim. Podszedł bliżej i przyjrzał mu się uważnie, zimnym wzrokiem lustrował go od góry do dołu i skrzywił się nieznacznie.
-Chyba nie będziesz znów krzyczał, hm?- zapytał.
Mężczyzna nie mógł mu odpowiedzieć. Jego usta zaklejone były taśmą, a pod nią znajdował się kawałek szmatki. Ręce miał związane za sobą, a nogi przytwierdzone do krzesła. Po jego twarzy, z zakrwawionej głowy, płynęła krew. Nicolas jakoś musiał go tutaj dotransportować, najpierw go ogłuszył, a potem zabrał do siebie. Mógł go zabić w jego domu, ale nie chciał psuć sobie zabawy.
Zerwał szybkim ruchem taśmę z ust zakładnika.
- Teraz sobie porozmawiamy, a właściwie ja będę pytał, a ty będziesz odpowiadał.
Mężczyzna sapnął i wypluł zawartość ust. Uśmiechał się szyderczo.
-Nie.
Gdy Nicolas wywlekał go z domu, spodziewał się, że facet będzie się bardziej stawiał. W końcu koleś jest parobkiem gangstera, liczył na więcej zabawy, doprawdy.
Nicolas uderzył go pięścią w nos. Na dywan rozbryznęła się krew i ślina.
Przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko mężczyzny.
-Nieładnie, Frank, zachlapałeś mi dywan. Dobrze, skoro ja chcę się czegoś dowiedzieć, a ty mi nie chcesz udzielić odpowiedzi, to spróbujemy inaczej.
Zapalił papierosa i zaciągnął się dymem.
- Kto jest twoim szefem?
-Gówno cie to obchodzi- syknął facet i splunął na podłogę.
-Bardzo lubię ten dywan-mruknął niezadowolony- Zapytam jeszcze raz. Kto jest twoim szefem?
-Pierdol się!
Nicolas wstał powoli ze swojego miejsca i przytknął papieros do dłoni Franka. Ten szarpnął się,
wierzgnął nogami i razem z krzesłem poleciał do tyłu.
Jego oprawca tylko pokręcił głową i podniósł go do pionu.
-Jeśli się będziesz kręcił, to zrobi się nieprzyjemnie- stwiedził Nicolas drapiąc się po rudych włosach. - Właściwie, to i tak będzie...
Podszedł do stolika i wziął z niego skalpel i wrócił do Franka. Mężczyzna nadal nie wyglądał na zbytnio przestraszonego, a przecież miał się czego bać, jego.
- Chciałbyś zmienić swoją odpowiedź?- zapytał przyjaźnie. W odpowiedzi usłyszał tylko parsknięcie.
Nicolas ruszył się tak szybko , że Frank nawet tego nie zauważył. Wbił skalpel w jego dłoń, przytwierdzoną do krzesła, i przekręcił. Tym razem z oczu Franka poleciały łzy, a z ust wydobył się zwierzęcy ryk.
-Jak się nazywa?-zapytał ponownie, jeszcze trochę przekręcając skalpel.
Rana była tak głęboka ,a skalpel musnął tylko kawałek żyłę.
- Cole Fennings- wystękał w końcu Frank.
- Widzisz...jak chcesz to potrafisz.
Nicolas wstał i znów podszedł do okien. Objął wzrokiem wysokie budynki, uliczki i skwery. Uśmiechał się , on dopiero się rozkręcał, tak szybko dzisiaj nie skończą.
- Następne pytanie, dlaczego kłamiesz?
W całym budynku było słychać tylko jego okropne wraski Franka, a potem rzężenie. W tle burza szalała nad miastem rzucając trupio-bladą poświate na wysokie wieżowce.
Nicolas spojrzał na to , co zostało z jego nowego kolegi. Przez połowę zabawy pluł i parskał krwią, rozbryzgując ją gdzie się tylko dało. Jego ubranie było w strzępach, a z licznych ran płynęła czarna ciecz. Jedno oko było całkowicie opuchnięte, przez co Frank nic nie widział, drugie oko już dawno wypadło z oczodołu. Musiało to sprawiać mu okropny ból, ale czarnowłosy mężczyzna stracił przytomność dziesięć minut temu. Nicolas nie dał mu umrzeć, miał jeszcze tyle informacji do wyciągnięcia, a noc była jeszcze młoda.
Gdzieś w oddali uderzył piorun, a błyskawica rozświetliła pomieszczenie. Znajdowali się w jednym z wieżowców Nicolasa Briana Wolf'a. Ten, był całkowicie opuszczony, jedynie ostatnie piętro, czterdzieste, było urządzone i specjalnie przygotowane na tego typu wizyty.
- No, budzimy się. - Wolf poklepał Franka po brudnym policzku.
Mężczyzna jęknął i szarpnął się w więzach. Teraz w jego ustach nie znajdowała się żadna rzecz, więc mógł krzyczeć, warczeć, jęczeć do woli.
-Ty skurwysynu! Moi ludzie cie dopadną! Zobaczysz!
-Twoi ludzie?-zdziwił się uprzejmie Nicolas - Ty przecież nie masz ludzi, jesteś tylko kawałkiem gówna, nic nie znaczącym. Można cie wysrać i spuścić w toalecie. Hmm, hmm.
Frank skrzywił się i zaczął trząść, ale nic nie powiedział. Nicolas domyślał się, że mężczyzna się modli.
-Rozumiem, że jesteś gotowy, na kontynuacje zabawy. Jedno pytanie, jeden palec. Dobra odpowiedź, zostaje, zła, do widzenia paluszku. Kto jest twoim szefem?
-Cole Fennings...
-Zła odpowiedź.
Nicolas wziął do ręki sekator, włożył jego palec pomiędzy ostrza i nacisnął z całą swoją siłą. Usłuszał chrzęst łamanych kości, a potem jedna druga małego palca upadła na podłogę. W ciemnościach wyglądał jak kawałek parówki. Płacz i krzyki Franka były jak muzyka dla jego uszu.
-Frank, jeżeli nie dowiem się wszystkiego, nie dostanę zapłaty. Chyba nie chcesz żebym się wkurzył jeszcze bardziej?- skinął głową na jego palec- Chyba cie nie boli?

Nicolas nie miał nic, zupełnie nic do tego faceta. Był tylko nic nie znaczącym krokiem w jego podróży. Już niedługo znajdzie tego, który zabił jego rodzine. Jedyną więź łączącą go ze światem. Teraz, najważniejsza była dla niego zemsta. Pogładził kciukiem zdjęcie żony i córeczki.
Gdy do jego domu zapukał Tiger, wysoki mężczyzna o rysach azjaty i oznajmił , że jego ukochana i dziecko nie żyją, był to dla niego okropny cios. Pamiętał tylko , że tego dnia było gorąco, a Kate i Sylwia poszły na lody. Był wtedy normalnym człowiekiem, ojcem, mężem, pracownikiem.Jego pamięć wykasowała obrazy z sekcji zwłok Kate i Sylwi.
Azjata pomógł odnaleźć mu osoby, które były za to odpowiedzialne. Zemści się na nich i zabije każdego, kto miał chociażby wątły wkład w tą sprawe.


Marcus Fairness ukląkł przed ciałem. Postać wyglądała całkowicie groteskowo. Przerażająco. Ułożone pod ścianą ciało wyglądało jakby ktoś przeżuł coś i wypluł. Żołądek Marcusa zwinął się w kłębek. Żałował, że zjadł dzisiaj śniadanie, bo teraz ono podchodziło mu do gardła. Dopiero roku był wydziale zabójstw i nigdy nie widział takiej masakry.
-Patolog już był?-rzucił do przechodzącego technika, a ten nie zatrzymując się warknął, że nie i odszedł.
Marcus mu się nie dziwił. Było po drugiej w nocy, z nieba lał rzęsisty desz, a oni nie mieli nawet jak ustawić namiotu, aby ochronić zwłoki. Wszyscy w komendzie głównej mieli ich teraz w dupie, żaden inspektor nie raczył do nich dołączyć.
Fairness rozejrzał się po parkingu. Dookoła ciała poustawiano zółte proporczyki. Technicy ustawiali je, tam gdzie były dowody. Zazwyczaj były to śmieci, ale nie mogli ich zignorować. Może właśnie ten papierek po batonie "Sweet's shoock" należał do mordercy.
Tak, jasne. Przyciągnął tutaj ciało, a potem zjadł batonika. Wybronie, a na końcu poczęstował trupa. Dobry z niego człowiek- mruknął Marcus i odszedł od ciała.
-Fairness! Do mnie!
Marucus rozjerzał się dookoła. Zobaczył zbiliżającego się do niego Inspektora Marude. Tak naprawdę nazywał się John Pool, ale nikt tak na niego nie mówił.
-Tak panie In...
Zaczął Marcus , lecz McMaruda mu przerwał.
-Patolog był? Nigdy go nie ma na czas. Wszystko musze robić sam. Wy kretyni!-wydarł się do wszystkch i do nikogo- Jak ustawiliście ten cholerny namiot? Gdzie ten upośledzony fotograf? Kurwa mać! Ruszajcie się, panienki, za chwilkę chce mieć tutaj patologa, a jeśli nie, to jak ja kogoś...
-Eeee...
-Tak, sierżancie? -warknął.
Marcus w odpowiedzi wskazał człowieka klęczącego przy zwłokach.
-Oszaleję!
I tyle go widział. Jak na takiego dużego człowieka chodził bardzo szybko. Uwaga...góra mięsa na drugiej. Rozwinęła prędkość stu kilometrów na godzinę. Prosimy o zejście z drogi.


-Nic nie mogę więcej powiedzieć...
-Jak to nie?-wydarł się Inspektor bryzgając dookoła kropelkami śliny.
-Nie wygląda mi Pan na człowieka głupiego-stwiedził patolog- ale wytłumaczę to powoli. Przyjeżdzam na miejsce, stwierdzam zgon, a następnie , ciało jest pakowane do worka i zawożone do porsektorium, gdzie odbywa się sekcja. Na jej podstawie wypisuję stosowne dokumenty, przybliżony czas zgonu i jego przyczyna. Czy to dla Pana jasne?
-Wiem, idioto , jak to wygląda...
Marcus stanął za inspektorem i obserwował chwilkę minę lekarza.
-Znaleźli coś...
Inspektor obrucił się gniewnie i odmaszerował.
-Sekcja dzisiaj o piętnastej. Zapraszam
Marucus rzucił mu rozbawione spojrzenie.

Dziwnie się wkleiło, ale nic. : D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ensis
Administrator
Administrator


Dołączył: 27 Kwi 2008
Posty: 1473
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: On

PostWysłany: Czw 17:55, 30 Wrz 2010    Temat postu:

O Very Happy Dziś przeczytam Smile Tylko po meczu Smile

Po przeczytaniu stwierdzam, że krwiste Razz Dość ciekawe, choć jeśli chodzi o kryminały, to wolę powolne wprowadzanie w akcję. Kilka błędów językowych i literówek, ale podoba mi się mroczny nastrój Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ensis dnia Nie 21:02, 03 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum The Cover Strona Główna -> Opowiadanie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin